Zadanie było następujęce: zdemontować kosz dziobowy i rufowy.
Odkręcanie wkretarko-wiertarka nie dało rezultatów, więc przymierzyłam się do diaksa. Diaks, przerażajace narzędzie. Iskry lecą. I palca może uciać i nogę skaleczyć. Więc ostrożnie. Niestety akurat nie było zadanie dla początkujących. Trzeba było obiąć nakrętkę śruby od spodu.
Zaczęłam szaleć z tym diaksem, wg mnie ostrożnie, ale z daleka misiało wyglądało groźnie, bo facet, który parkował samochód pod Dziwna, przybiegł szybko i odjechał.
Tak poznałam Jacka Haegaera.
Groźnie hmm, i nie rokuje. Załatwmy sprawę na Blondynkę.
Wparowałam do pokoju Pana Wiesia, który akurat spał, take no for an answer. Skłoniłam go do wybrania się na pokład jachtu.
Nie protestował.
Pan Wiesio zmienił tarcze w diaksie, a ja zdążyłam przejść z dziobu na rufę, kosz dziobowy odpadł.
- Takie śrubki trzeba ciać pod kątem - powiedział Pan Wiesio. Tylko już zapomniłam, czy kąt do góry czy do dołu.
Pan Wiesio pomógł mi również odkręcić kabestany i stalówki z masztu.
Muszę powiedzięć, że Pan Wiesio jest prawie tak szybki jak Pan Blaszka. Dzięki za pomoc.
I trzyma czystość w pokoju mimo, że kręci takie same smieciowe papierosy jak Sławomir N.